Nieszczęśliwa ziemia

Legenda głosi, że w podziemiach zamku w Rykusmyku spełniają się marzenia – wszystko, czego pragnie człowiek jest na wyciągnięcie ręki – pieniądze, miłość, podróże, a nawet wymarzone i utęsknione dziecko. Wystarczy zejść i zatańczyć, odczekać swoje i cieszyć się ze szczęścia. Sprawa nie jest jednak tak łatwo, jak się wydaje, bo przecież nic w życiu nie dostaje się za darmo: za zakupy trzeba płacić, za mieszkanie też, bardzo często trzeba przelać łzy goryczy i wyrwać kilka garści włosów z głowy za swoją miłość, rodzinę, karierę, czy po prostu szczęście. Podobno każdy na plecach dźwiga swój krzyż… ale marzenia – te najbardziej upragnione – i tym samym – najbardziej delikatne, ulotne są od zawsze towarem bezcennym. Są niebezpieczne, bo potrafią pchnąć nas w skrajność, potrafią skrzywdzić, doprowadzić do granic wytrzymałości. Niektórzy nawet twierdzą, że nie warto dążyć do ich realizacji, bo kiedy się już swoje marzenie spełni, ono pryska jak bańka mydlana i pozostaje jedynie wspomnienie, a bardzo często i niedosyt.
A jednak Sikorka, DJ Krzywda, Trombek, Blekota i Sedes postanawiają zaryzykować i schodzą do podziemi, szepcą swoje marzenia i idą przed siebie. To ostatnia taka szansa, ostatni taki dzień – nie wiadomo co przyniesie przyszłość i czy jeszcze kiedykolwiek się spotkają, chociaż podobno przyjaźń może trwać wieki. Nie wiedzą, jaką będą musieli zapłacić ceną za spełnienie swoich marzeń.

90698-szczesliwa-ziemia-lukasz-orbitowski-1Rykusmyku nie jest miastem takim, jak inne. To „pieprzony syf”, z którego trzeba jak najszybciej uciec. Podobno na herb Rykusmyku idealnie nadawałaby się zgwałcona kobieta z rozmazanym na policzkach tuszem do rzęs i krwią wypływająca spomiędzy ud. Dlatego w ostatni dzień wakacji chłopcy snują plany o swojej przyszłości – jeden z nich pragnie pieniędzy, drugi kobiety – „tej jedynej” i „na zawsze”, ale wszystkie marzenia przyćmiewa przeogromna chęć ucieczki z Rykusmyku. Pieką kiełbaski nad ogniskiem i rozmawiają o tym, co było, ale przede wszystkim o tym, co będzie – czy ich przyjaźń przetrwa? Nie łudzą się, nie słodzą rzeczywistości, ale też tak, jak tonący brzytwy czepiają się nadziei: postanawiają po raz ostatni wyruszyć do podziemi zamku. Nieco niepewni i zawstydzeni, bo przecież głupio wierzyć w legendy i bajki, ale idą. Wydaje im się, że nie mają nic do stracenia.

– Widziałem takie pary. Ludzie wierzą, że wszystko ułoży się samo, nie rozmawiają o tym, czego chcą, co planują. A potem “bach”, rozjeżdżają się, stają się obcy i nie mają sobie nic do powiedzenia.

Szczęśliwą ziemię do Rykusmyku przywiózł książę Otto, który chciał, aby miasto się bogaciło, a ludzie byli szczęśliwsi. Aby wypowiedzieć swoje marzenie zszedł do podziemi wraz z bratem – księciem Henrykiem – lecz wrócił tylko jeden z nich. Każący wytańczyć swoje marzenia pradawny byk nie jest złotą rybką, która marzenia spełnia za cenę wypuszczenia jej na wolność, to taka kreatura, która o zaciągniętym długu nie zapomina. Podobnie jak z dwójki książęcych braci został tylko jeden, tak samo ceną za spełnienie się marzeń nastolatków jest złożenie ofiary z jednego z nich… Czy to naprawdę aż tak dużo, skoro mówimy przecież o naszych marzeniach?

Świat nie jest dobry – zdaje się mówić Orbitowski – zawsze wymaga czegoś w zamian, nie daje nic „za darmo”. Marzenia są ulotne, można nawet zaryzykować twierdzenie, że posiadają swój termin ważności, tylko wieczka z odpowiednią datą brakuje – inaczej wszystko byłoby łatwiejsze. Marzenia chłopców przeterminują się kiedy wszyscy będą już grubo po trzydziestce, w najlepszych latach swojego życia stracą wszystko i zostaną wystawienie na jeszcze jedną próbę. Ale czy jej podołają? Jedynym, który nie straci nic okaże się Szymek, ponieważ jego marzenie nie będzie się mogło spełnić. Jako narrator powieści i ten jeden z całej piątki, który postanowił nie opuszczać Rykusmyku będzie nam opowiadał o przemianach, które zaszły w mieście. A jako, że Ryku to miasto małe, przemiany też nie będą spektakularne – jeden sklep zostanie zamknięty, drugi otwarty pojawi się jakiś lombard, jakiś jubiler. Nic wielkiego. Ale Ryku samo w sobie się nie zmieni – to ten sam syf i te same pomięte baby, tyle że już nie tak bardzo rzucające się w oczy, bo z biegiem czasu do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Orbitowski rysuje nam opowieść niesamowicie mroczną, fantastyczną, legendarną. Chociaż bardzo obawiałam się „Szczęśliwej ziemi”, bo wiele o niej złych rzeczy słyszałam (nie zachęcał mnie nawet fakt, że sam Orbitowski uważa siebie bardziej autorem „Szczęśliwej ziemi”, niż autorem „Innej duszy”), zaskoczyła mnie ona dosyć pozytywnie. Język był dość swobodny, wątki mogły być ze sobą lepiej połączone, a przejścia pomiędzy dwoma narracjami bardziej płynne, ale wszystkie minusy równoważy sfera legendarna. Na okładce książki jest napisane, że to nietypowy Orbitowski, ale mi się wydaje, że autor porusza w „Szczęśliwej ziemi” tematy, z którymi obcując czuje się dobrze – pojawia się jakieś fantastyczne stworzenie, czające się za rogiem zło, cmentarz o północy, jakiś nieznany, ale przerażający skrzek i przede wszystkim duchy. Pamiętam, jak na spotkaniu na WTK w tym roku powiedział, że on sam nie docenia tak bardzo „Innej duszy”, jak czytelnicy czy krytycy, bo jego bajka to właśnie jakieś duchy chodzące za człowiekiem, jakieś rogate kreatury, zabierające życie, mżawka i swego rodzaju czarna magia. Dla mnie z kolei te tematy są zupełnie obce, bo fantastyki nie czytuję, a z kręgiem mrocznych pojęć spotkałam się tylko w prozie Kinga. To kompletnie nie moja bajka, a jednak „Szczęśliwa ziemia” mi się spodobała. Nie na tyle, abym się nią zachwycała (przepraszam Panie Orbitowski, ale dalej wolę Pana „Inną Duszę”), ale uważam, że to dobra i lekka rozrywka, jednocześnie dająca do myślenia i jeżąca włos na głowie.

orbit

5 uwag do wpisu “Nieszczęśliwa ziemia

  1. Pingback: Tydzień blogowy #58 – Wielki Buk

  2. Pingback: Podsumowanie lata | Niebieska Papużka

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.