Piękny, dwudziestoletni – spotkanie z Markiem Hłaską

Z twórczością Marka Hłaski nie miałam nigdy wcześniej do czynienia. Na „Pięknych, dwudziestoletnich” trafiłam zupełnie przypadkiem – ot tak, gdzieś z boku przeglądarki wyświetlił mi się ten tytuł. No i zapragnęłam przeczytać tę książkę, jak to pragnę przeczytać wiele innych. Później sprawdziłam w bibliotece czy ta pozycja jest dostępna – oczywiście była – i tak książka trafiła do moich rąk.
Po raz pierwszy otwarłam tę książkę w autobusie. Ale to nie tak, że po prostu siedziałam i czytałam. Obok mnie usiadł sam Marek Hłasko, popatrzyłam na niego nieco zdziwiona, jak to przy pierwszych kontaktach bywa, a on od razu zaczął mówić. Mówił przede wszystkim o sobie, bo jak się na pierwszej stronie okazało, owa książka jest jego autobiografią, ale nie tylko. Hłasko nie boi się mówić niczego wprost. Wymienia osoby z imienia i nazwiska i mówi, co mu się podoba, a co nie, kto czym się mu naraził i odwrotnie – czym on naraził się innym.

„Komunizm był mu potrzebny tylko z jednego powodu; ponieważ on, Broniewski, najbardziej lubił pisać o komunizmie.”

piękniNie boi się skierować swoich słów przeciwko władzy – niejednokrotnie w jego autobiografii przeczytamy osąd, że skoro władza polska miała czelność go oskarżyć, to niech też ma odwagę go skazać.

„Ale być może dzieje się i tak, że w braku obietnicy kryje się największa nadzieja. Commies obiecali przecież wszystko: chleb, pracę, wolność, braterstwo; ale kto obiecuje wszystko, ten nie obiecuje naprawdę niczego.”

Czasami Hłasko wydaje się niezwykle uparty – trwa przy swoim zdaniu i dąży do tego, co sobie wyznaczył. Jeżeli czasopismo z których współpracuje nie chce wydrukować jego opowiadań idzie do konkurencji, nie zważając na konsekwencje.

„Każdy z was powinien przez jakiś czas popracować dla tajnej policji, aby wyrobić sobie styl i jasność myślenia. Książki trzeba pisać tak jak donosy, pamiętając przy tym, że głupio napisany donos może zniszczyć przede wszystkim ciebie.”

Opowiada o bójkach i pobytach w więzieniach – jak to na buntownika przystało. Co więcej, w książce znajdziemy swoisty poradnik na to, jak przeżyć kilka dni nie mając grosza przy duszy – czyli jak trafić do więzienia (przy tym jak zachowywać się, aby nie stać się ofiarą innych więźniów, lub jeszcze gorzej, nie stać się ich przywódcą, jakie typy osobowości najbardziej lubią strażnicy, jak w razie czego przedłużyć swój pobyt o kilka dni), czy szpitala psychiatrycznego (czyli w jakim miejscu najlepiej usiłować sobie podciąć żyły, jeżeli nie chcemy się zabić, jak długo odmawiać jedzenia, w jaki sposób reagować na podawanie leków, jakie historie opowiadać psychiatrom – Hłasko podał kilka modeli odpowiedzi), by spokojnie móc obmyślić plan na dalsze życie, mając dach nad głową. Pisarzowi można spokojnie zaufać – w końcu jest dość doświadczony w tej kwestii – znalazł się w więzieniu m.in. w Berlinie, Palermo, Paryżu czy Izraelu.

„Udawanie obłędu nie jest rzeczą prostą, ale można się tego nauczyć, jeśli tylko ma się dość odwagi i charakteru. Najłatwiej jest symulować manię naśladowniczą; wymaga to jednak czasu. Kiedy widzimy, że zostało nam pieniędzy tylko na dwa tygodnie życia – zaczynamy.”

A więc Hłasko siedzi na przeciw nas i opowiada, czasem raczy się wódką. Dzięki tej książce dowiadujemy się jakie bary warto zwiedzić i co w nich można znaleźć, oraz do jakich nocnych klubów warto udać się w Paryżu. Hłaskover – jak został nazwany – dużo stron swojej autobiografii poświęca też swojej edukacji i manii czytelniczej. Twierdzi, że przez te kilka lat edukacji w szkołach (bo nie jednej) nie nauczył się kompletnie niczego, co byłoby mu w życiu przydatne. Mówi wprost, że nie ma pojęcia czy jakakolwiek liczba dzieli się przez 49, a jeżeli tak, to nic go to nie obchodzi. A więc to nie szkoła zaraziła go miłością do książek, bo jak sam potwierdza, nauczenie literatury w szkole jest zbrodnią, ponieważ zabija jej ducha. To matka już od najmłodszych lat kierowała syna w stronę literatury. Hłasko mówi, że Żeromskiego zaczął czytać mając 10 lat, jednak natychmiast go odłożył nic z tego nie rozumiejąc i to wystarczyło, aby nie sięgać po niego nigdy więcej. Jednocześnie pisarz chciałby przeczytać wszystkie książki, aby samemu móc się doskonalić w sztuce pisania.

„I z każdym dniem wiedziałem mniej, i z każdym dniem popadałem w rozpacz, że nigdy nie przeczytam tego, co powinienem przeczytać.”

Hłasko bierze sobie do serca radę Igora Newerlego, by ciągle i wszystkim mówić o tym, co chciałby napisać.

„-Do czego pan zmierza?
Nie wiem; o to właśnie chodzi, że nie wiem. Wiem tylko, że będę biegł przez całą drogę; i że będę mówił cały czas.”

Nie uważa się za wybitnego pisarza, ale jednocześnie, jako miłośnik literatury pragnie, aby to Polacy tworzyli dobrą literaturę, bo – jak uważa – mamy do tego doskonałe warunki.

„Nigdy nie mogłem pojąć na czym polega nieszczęście literatury polskiej. Logicznie rzecz biorąc, mało który naród ma tak wiele szans na dobrą literaturę, jak my, Polacy. Mamy wszystko: nieszczęścia, mordy polityczne, wieczną okupację, donosicielstwo, nędzę, rozpacz, pijaństwo – czegóż jeszcze trzeba, na Boga? Żyjąc w Izraelu, mieszkałem z najgorszymi szumowinami, nigdy jednak nie spotkałem ludzi tak zrozpaczonych, zwierzęcych i nieszczęśliwych jak w Polsce.”

Opowiada również o kobietach – o swojej jedynej wielkiej miłości, o przygodach, o pragnieniach, czy o tym, jak zgasił papierosa na policzku jednej z pań, która przysiadła się do jego stolika. Hłasko miał wtedy płacić za drinki, które kobieta zamawiała, przy czym od razu podkreślił, że płaci tylko za siebie, gdyż na więcej go nie stać. Hłasko popełnił ten jakże haniebny czyn, w odpowiedzi na chamski komentarz kobiety.
Młody pisarz stwarza wrażenie podobnego do swoich bohaterów – twardego, silnego romantyka. Jest to jednak postać niezwykle tragiczna, bo jak wiadomo, pisarz zmarł bardzo młodo, w wieku zaledwie 35 lat. Ponadto umierał z głodu, mając lat 24. Pisarz ogromnie tęsknił za swoją ojczyzną, ubolewając nad tym, że nie może tam powrócić. Już na pierwszych stronach powieści, przeczytamy, jak wielki ból sprawia mu to, że zaczyna myśleć po angielsku, a dopiero później tłumaczy sobie wszystko na polski. Hłasko nie jest jednak tylko buntownikiem, który nie ma pomysłu na życie, przez co połowę swoich dni spędza w więzieniach czy psychiatrykach. Po dłuższej „znajomości” z nim, muszę powiedzieć, że jest to człowiek niezwykle zaradny, który potrafi sobie poradzić w ciężkich sytuacjach. W swoim życiu wykonywał aż dwanaście zawodów.
„Pięknych, dwudziestoletnich” czyta się nie tylko szybko i lekko, ale też niezwykle przyjemnie. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiej relacji pomiędzy pisarzem – a czytelnikiem, jak w tej książce.

hłasko