Tango raz jeszcze

Julio Cortázar to znany argentyński autor powieści i opowiadań. Ogromną popularność przyniosła mu powieść eksperymentalna „Gra w klasy”, która znalazła swoich zwolenników jak i zarówno przeciwników. Nie wiem, kogo jest więcej – jedni uważają, że „Gry” nie da się wyczytać absolutnie nic, czy to czytamy ją po kolei, czy według wskazówek autora, inni, że książka jest absolutnie genialna bez względu na kolejność czytania jej. Ale nie o „Grze w klasy” chcę tutaj mówić! 🙂 Ja, pomimo całej popularności „Gry w klasy” z twórczością Argentyńczyka zetknęłam się dopiero teraz przy okazji zbioru króciutkich opowiadań „Tango raz jeszcze”. Pewnie i na tą maleńką książeczkę nie trafiłabym szybko, gdyby nie moja była wychowawczyni z liceum, która dała mi ją, wiedząc, że bardzo cenię prozę iberoamerykańską. A więc do rzeczy – czym jest i co znajdziemy w zbiorze opowiadań „Tango raz jeszcze”?
tango_raz_jeszcze„Tango raz jeszcze”, jak już powiedziałam, jest to zbiór dziesięciu krótkich tekstów o różnorodnej tematyce. Zazwyczaj są to opowiadania bardzo mroczne, obfitujące w zbrodnię, krew na podłodze czy nóż w piersi, ale czyta się je za to bardzo przyjemnie. Takie opowiadania nie mają więcej niż 15 stron (cała książeczka ma ich 114), dlatego nie znajdziemy tam intrygi, wielu szczegółów, nie w głębimy się w umysł zabójcy. Cortázar dysponując zwięzłością tekstu uwodzi nas swoim pisarskim stylem. Opowiadania przypominają stare fotografie – czasami są one czarnobiałe, czasami wykonane w sepii, innym razem znajdziemy na nich żywe kolory, odbijające się światło słońca, a nawet poczujemy zapach kwiatów. Fotografie te łączy natomiast fakt, że każda z nim jest w jakiś sposób uszkodzona – jedna ma naderwany róg, inna jest przerwana pośrodku, nadpalona, zadrapana czy wyblakła. Fotografie te nie muszą być wcale pięknie – nie każde opowiadanie może się nam podobać, niektóre z nich mogą nas nudzić, ale jedno jest pewne – każde z nich ma jakiś urok, magię. Czasem wydawało mi się, że to sam autor opowiada mi je – np. Przy opowiadaniu „Historie, które sobie opowiadam”. Autor sam przyznał, że fabuła opowiadań wywodzi się ze snu, jest zatem czytelnik jedną nogą w śnie, a drugą w dziwnej, książkowej rzeczywistości. Oniryczność robi tutaj świetny efekt – elementy realistycznie, przeplatają się z tymi zmyślonymi, wytrącając czytelnika z równowagi.
Z pośród tych dziesięciu opowiadań wyróżniłabym najbardziej „Clone”, nie ze względu na to, że najbardziej mi się podobało, bo nie podobało, ale w nagrodę za oryginalny, niesamowity pomysł. Opowiadanie opiera się na formie utworu muzycznego Bacha pt. „Musikalisches Opfer”, przez co cała ósemka bohaterów, śpiewaków, odpowiada pewnemu instrumentowi. I tak jak w „Musikalisches Opfer” współgrają ze sobą dane instrumenty, tak w „Clone” biorą udział połączeni ze sobą bohaterzy. I tak jak utwór muzyczny „przeplatają” niektóre instrumenty, tak opowiadanie „przeplatają” bohaterowie, a wszystko zmierza do finału, gdzie spotkamy wszystkich bohaterów, oprócz jednego.
Aby podsumować te przedstawione opowiadania Cortázara trzeba użyć trzech terminów: nierówność, esencjonalność, wirtuozeria. Opowiadania są przede wszystkim nierówne – nie chodzi mi tutaj bynajmniej o ich długość – ze względu na ich poziom. Jak już wspomniałam, niektóre nas zachwycą, porwą w swój niesamowity, poetycki, zdawałoby się, świat, a kolejne znudzą, zmęczą. Poza tym niektóre z nich są bardziej dynamiczne, inne mniej, jedne są weselsze, drugie smutniejsze etc. Esencjonalne czyli istotne, jakby zawierały w sobie coś ważnego, czego zazwyczaj nie zauważamy w codziennym pędzie życia. Jakby Cortázar zapisał na papierze jedną chwilę, uchwycił pojedyncze sekundy – właśnie to nadaje opowiadaniom magii i specyficznego klimatu. Wirtuozyjne, bo poznajemy tutaj warsztat pisarski Argentyńczyka chyba w jednej z najlepszych odsłon. Cortázar pisze swobodnie, jakby słowa od zawsze istniały na papierze, a on musiał jedynie piórem poprawić ich kontury na bardziej widoczne. Tak, jak najlepszy pianista traktuje swój instrument, tak Cortázar stylem i kunsztem dopieścił „Tango raz jeszcze”.
Na koniec powiem jedynie tyle, że do arcydzieł prozy iberoamerykańskiej tego zbioru opowiadań bym nie zaliczała. Nie jest to też książka dla każdego, ale warto po nią sięgać ze względu przede wszystkim na esencjonalność, a co za tym idzie klimat i magię oraz szaloną, piękną, delikatną wirtuozerię. Julio Cortázara być może nie czyta się łatwo i szybko, ale warto po niego sięgać, aby przenieść się w tak cudowny, choć z drugiej strony być może straszny świat i zwrócić uwagę na rzeczy naprawdę ważne.