Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania „Pustelni Parmeńskiej” Stendhala, długo się zastanawiałam. Wszak to klasyka, a o klasyce nigdy nie pisze się łatwo, a poza tym podobno nie powinno się pisać o niej źle. Niby pisałam już o „Czerwonym i Czarnym”, ale „Pustelnia” to ponoć dzieło trudniejsze, żmudniejsze i, niestety, nudniejsze. Pytałam znajomych, czytałam opinie na Lubimy Czytać i wszystko wskazywało na to, że nie jest to lektura godna uwagi. I wiecie co? Zastanawiałam się czy podołam, czy będę się męczyć, czy może spędzę przyjemnie (albo chociaż znośnie) czas, skłaniałam się raz w jedną, raz w drugą stronę, ale ostatecznie postanowiłam przekonać się na własnej skórze! Czy „Pustelnia Parmeńska” spełniła moje oczekiwania, czy mnie zaskoczyła?
Naszym bohaterem jest Fabrycy del Dongo, syn mediolańskiego arystokraty i bogacza. Fabrycy to bliźniacza dusza Juliana Sorela z wydanego o osiem lat wcześniej „Czerwonego i Czarnego”. To znów miłośnik Napoleona, przeznaczony na wybitnego duchownego, wyrzutek niezrozumiany przez innych, uwodziciel, zmieniający kobiety jak rękawiczki i marzyciel, którego nic nie jest w stanie powstrzymać, sumiennie dążący do celu. Do tego wszystkiego dochodzi oczywiście raz szczypta, raz cała kopa talentu, którą obaj panowie bezwzględnie posiadają.
Różnicą pomiędzy dwoma powieściami jest zdecydowanie miejsce akcji, co autor zaznacza już na samym początku, tłumacząc przyczynę takiego stanu rzeczy. Tym razem rzecz dzieje się we Włoszech, przede wszystkim w Parmie, a nie w słodkiej i eleganckiej Francji. Fabrycy mimo całego podobieństwa, jest też trochę inny od Juliana, w przeciwieństwie do Francuza nie odnajduje w romansach niczego wzniosłego, nie zakochuje się w kobietach, które zdobywa, wciąż czeka na Amora, który wbije strzałę w sam środek jego serca.
Fabrycy zostaje odrzucony przez ojca ze względu na swoją fascynację Cesarzem wszystkich narodów. Młody chłopak nie prosi jednak o wybaczenie czy litość, natychmiast rusza na przód i nic nie jest w stanie go zatrzymać. Pędzi po marzenia niczym wicher. Brak ojcowskiej miłości rekompensują mu spotykane w życiowej wędrówce kobiety – od ukochanej ciotki, poprzez śpiewaczkę, aż po tę jedyną. Już po chwili pod opieką napotkanej po drodze markietanki dołącza do armii Napoleona, aby walczyć o ojczyznę. Od początku jednak wiadomo, że jego żywiołowość i nieokrzesanie na nic dobrego się nie zdadzą, szczególnie w walce…
Tak więc z powodu tej przeklętej wódki nie widziałem cesarza na polu bitwy.
Po zakończonej bitwie pod Waterloo Fabrycy kieruje się do swojej ciotki w Parmie, gdzie podąża drogą duchownego. To nie przeszkadza mu jednak w nawiązywaniu coraz to nowszych relacji z kobietami. W końcu pomimo ostrzeżeń swojego opiekuna i najprawdziwszego przyjaciela Fabrycy ucieka się do zbrodni. Można powiedzieć, że nie tylko prowokuje starcie, ale i zabija dla kaprysu, dla udowodnienia swojej odwagi i męstwa admiratora swojej kochanki. Niestety ten czyn niesie za sobą ogromne konsekwencje – już wkrótce Fabrycy zostaje wtrącony do więzienia, oczekując na wyrok. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – amant i uwodziciel dostrzega tam Klelię, córkę strażnika więziennego, do której natychmiast wybucha gorącym uczuciem i jej jedynej ofiaruje całe swoje serce. Roztargniony młodzieniec w końcu odnajduje sens swojego życia. Piękna i niewinna dziewczyna również nie pozostaje obojętna wobec del Dongo, ale czy ich miłość ma jakiekolwiek szanse w sytuacji, w jakiej się odnaleźli? Czy duchowny ma prawo kochać poza Bogiem kobietę? Jak zareaguje na to księżna Sanseverina, namiętnie wzdychająca do swojego siostrzeńca? A przede wszystkim: co stanie się z Fabrycym, tkwiącym w niewoli? Czy zdoła uniknąć śmierci, która czyha na niego z wszystkich czterech rogów jego małej celi?
Kochanek częściej myśli o tym, aby dotrzeć do ukochanej, niż mąż o tym, aby pilnować żony.
Zapewniam Was, że na tym nie koniec. Wręcz przeciwnie – od tego momentu zaczyna się najlepszy moment powieści – wszystkie intrygi, romanse, schadzki, knucie i psucie planów, zbrodnie, mniejsze i większe grzeszki właśnie teraz znajdują swój początek.
Nie wiem, dlaczego „Pustelnia Parmeńska” spotkała się z tak wielką dezaprobatą wśród czytelników, skoro to jedyny doceniony za życia utwór Stendhala! Sam Balzac w paryskiej prasie bardzo entuzjastycznie go zrecenzował, nie szczędząc pochwał koledze po fachu.
Stendhal cudownie plecie burzliwą historię miłości pomiędzy Fabrycym, księżną, a Bogu winną i najbardziej w tym wszystkim pokrzywdzoną Klelią. Całą opowieść oplata barwnym klimatem XIX wieku, charakterystycznym dla Włoch powiewem szaleństwa i wyniosłości – jak skomentował Tadeusz Boy-Żeleński: Włochy to jedyny kraj, w którym posiew napoleoński nie poszedł na marne. To rzecz bardzo podobna do „Czerwonego i Czarnego”, opierająca się w zasadzie na tym samym schemacie, konstrukcji, ale czy to nie jest właśnie jej zaletą? Widać pewne upodobania autora, można też dostrzec wątki autobiograficzne (przyłączenie si do armii Napoleona), a to tylko wzbogaca powieść.
To nie jest zwykły romans – to pikantna lektura, nie szczędząca nam szczerości o tym, jak wyglądało życie dwa stulecia wcześniej. To pełna szczegółów analiza uroczego świata, którego już dawno nie ma.