Erotomański obłęd

W tym roku miałam okazję zapoznać się nieco z twórczością Philipa Rotha – autora, którego nie trzeba przedstawiać nikomu, bo co roku typowanego jako zwycięzca Nagrody Nobla. Jego fenomenalna „Amerykańska sielanka” poruszyła mnie i zachwyciła do tego stopnia, że objęła bardzo wysoką pozycję na mojej liście TOP najlepszych powieści tego roku. Niestety chwilę po przeczytaniu tej pozycji sięgnęłam po „Konające zwierzę”, książeczkę nieco krótszą, lecz poziomem zdecydowanie nie dorastającą „Sielance” do pięt. Przepełniona erotyzmem, obfitująca w różnego rodzaju uczucia – najczęściej te skrajne, obleśna, choć momentami wrażliwa, wydała mi się dusznym kotłem przepełnionym erotomańską lubieżnością.
Trzy miesiące później skusiłam się na kolejną powieść Rotha – „Teatr Sabata” – będący podobno ulubioną powieścią autora. Sam wstęp – bardzo mocny jak na pierwsze zdania – skojarzył mi się nawet z prozą Marqueza i chociaż nieco mnie wystraszył, bo wiedziałam w jakim tonie będzie prowadzona narracja, postanowiłam zaryzykować. Niestety, jak się okazuje, ryzyko nie zawsze popłaca, bowiem „Teatrowi Sabata” zdecydowanie bliżej ku „Konającemu zwierzu” niż „Amerykańskiej Sielance”.


„Teatr Sabata” zaczyna się od miłosnego ultimatum, które nieco ponad 50-letnia Drenka stawia swojemu 64-letniemu kochankowi, tytułowemu Mickeyowi Sabatowi. Pragnie wymóc na znanym i mającym długoletnią praktykę erotomanie bezwarunkową wierność. Nietrudno sobie wyobrazić, jak reaguje na to mężczyzna – oczekiwania Drenki uważa za bzdurne i kapryśne, tłumaczy kobiecie, że jej zachowanie jest nieco samolubne, a wręcz dziecinne. Podkreśla swoje przywiązanie do wolności i miłość do kobiet. Chce cieszyć się z życia i poznawać wszystkie jego smaki – tak dosłownie, jak i w przenośni.
Sprawa jednak nieco się komplikuje, kiedy Drenka niespodziewanie umiera. Pogrążony w żałobie Sabat nie potrafi poradzić sobie z coraz bardziej ogarniającym go smutkiem i wyrzutami sumienia, które przypominają mu o utraconej miłości. Bo chociaż hedonista, człowiek wolny i erotoman w najlepszej swojej postaci, Sabat na co dzień jest człowiekiem bardzo samotnym, podstarzałym, zniszczonym przez życie i niecieszącym się już takim powodzeniem u kobiet. Jego reputacja po kilku incydentach jest wręcz zszargana, więc na próżno mu szukać pocieszenia w zgrabnych ramionach dwudziestolatek. Kusząca Drenka okazuje się jedyną, a co więcej – najważniejszą – kobietą w jego życiu.
Po jej śmierci Sabat rzuca się w wir czarnych wspomnień, analizując swoje życie, tajemnicze zniknięcie młodej żony, chorobę alkoholową drugiej, erotyczne incydenty, za które przyszło mu słono zapłacić, z młodymi dziewczętami, śmiałe rozmowy telefoniczne (i rzecz jasna: nie tylko rozmowy) ze studentkami, aż w końcu rozpustność i próżność tego amerykańskiego społeczeństwa, które go otacza.

Philip Roth o tej powieści powiedział tak:
Wiele osób jej nienawidzi, ale to nie jest powód, dla którego ją lubię. Jest w niej dużo wolności. A tego szukasz jako pisarz, kiedy pracujesz. Poszukujesz swojej własnej wolności. Aby wyzbyć się zahamowań, sięgnąć w głąb pamięci, swych doświadczeń i życia, po czym odkryć prozę, która przekona czytelnika.

Chociaż całym swoim sercem i aż do ostatniej strony liczyłam, że coś mnie w „Teatrze Sabata” urzeknie, nie podzielam entuzjazmu autora. Jest w tej książce zdecydowanie drugie tło, które da się dostrzec, jeżeli na chwilę oderwie się od kipiącego erotyzmem pierwszego planu i głównej fabuły, jednak ta sfera głębsza i wrażliwsza jest przysłonięta seksualnymi historiami 64-letniego Mickeya. Jako czytelniczka zachwycona „Amerykańską Sielanką” poczułam się wręcz zraniona, kiedy moja głęboka i szczera nadzieja legła w gruzach wraz z ostatnim zdaniem książki. Piękna, bardzo podniosła i emocjonalna scena, gdy bohater na żydowskim cmentarzu swoich rodziców szuka miejsca, w którym sam mógłby wznieść swój grób niknie i niszczeje na tle kolejnej cmentarnej sceny – lecz tym razem erotycznej i obleśnej. W tym momencie Sabat nie szuka miejsca na swoją trumnę, lecz spełnia pewien rytuał, ożywia wspomnienie tego, co przeżył z Drenką. Nie chcę zdradzać fabuły i precyzować czym ten rytuał jest, wystarczy, jeżeli napiszę, że to rzecz nie tyle szokująca, co wręcz obrzydzająca. Piękno i wrażliwość pierwszej cmentarnej sceny niknie w brzydocie tej drugiej.

Niestety cała powieść jest tak silnie przesiąknięta erotyką, że absolutnie nie trafia w moją czytelniczą wrażliwość. Zmusiłam się wręcz by przebrnąć przez te 600 stron, a żadna z nich nie dała mi prawdziwej radości. Wspomnienia, pragnienia i fantazje doświadczonego przez życie, 64-letniego erotomana obrzydziły mnie na tyle, że długo nie sięgnę po tak odważną i ostrą powieść. Liczę jednak, że z biegiem czasu trafię na kolejną książkę Rotha – równie genialną co „Amerykańska sielanka”.

Amerykańska niedola

Kiedy przychodzi nam myśleć o Ameryce wydaje nam się, że to kraj, o którym wszystko już wiemy. Liczne hollywoodzkie produkcje przyzwyczaiły nas do sielankowego życia przeciętnego Amerykanina – do regularnego koszenia trawy w ogródku, popijania lemoniady na werandzie, grillowania z sąsiadami, wywieszania flagi i oglądania debat politycznych, kiedy przychodzi na to pora. Przeciętny Amerykanin pracuje „od-do”, nigdy nie zostaje w pracy dłużej, niż przewiduje to jego harmonogram, a wracając do domu zawsze cieszy się widokiem uśmiechniętej rodziny. Do tego samego obrazu przyzwyczaiło nas zresztą tak samo pojęcie „american dream”, którego doświadczyły setki tysięcy emigrantów, którzy przez ciężką pracę na obcym lądzie w końcu zdołali się ustatkować i wieść swoje „sielankowe” życie. Mało kto wspomina jednak o tym, że zarówno Amerykanin z krwi i kości, jak i emigrant musieli przejść swoje, aby chociaż zbliżyć się do wymarzonego poziomu życia, a i utrzymanie się na nim było nie lada wyzwaniem. Życie w Ameryce potrafi być piękne. Niewątpliwie ma swoje plusy i minusy, ale jak w każdym innym kraju niczego nie można być pewnym.

Życie to krótki okres czasu, w którym jest się żywym.

Philip Roth to postać, której zanurzonym w literackim świecie osobom, nie trzeba przedstawiać. Pisarz intelektualista, corocznie nominowany do literackiej Nagrody Nobla i corocznie – niestety – jej niezdobywający. Jego „Amerykańska sielanka”, będąca zaprzeczeniem wspomnianej już wyżej wygody amerykańskiego życia, po raz pierwszy została wydana w 1997 roku, w 2017 wznowiono ją zaś przy okazji filmu w reżyserii Evana McGregora.

blog1

Seymour „Szwed” Levov jest przykładem człowieka idealnego – wysoki blondyn o mocno zarysowanych kościach szczęki, niebieskooki, umięśniony, gwiazda futbolu w liceum, uprzejmy i miły, chociaż zdystansowany, brzydzący się przemocą, mający swoje zasady, które narzucił mu zarówno rygorystyczny ojciec, jak i żydowska wiara.

Szanować wszystko, co jest godne szacunku; niczemu się nie sprzeciwiać; nie znać przykrego uczucia zwątpienia w siebie; nie zaplątać się w sieci obsesji; nie cierpieć tortur niemocy; nie truć się wzgardą; nie dać się porwać złości… dla Szweda życie rozwijało się jak kłębek puszystej włóczki.

Każdy nastolatek zabiega nie tylko o jego atencję, ale skrycie marzy, by być właśnie Szwedem. O Szwedzie mówi się dużo i często, bo to postać nadzwyczajna, wyjątkowa. On sam zresztą robi wokół siebie sporo zamieszania – to chłopak z dobrego domu, któremu wszystko w życiu się udaje; nie dość, że osiąga sukcesy w szkole średniej, dziedziczy fabrykę rękawiczek po ojcu, to jeszcze żeni się z Miss New Jersey roku 49′. W końcu rodzi im się córeczka, która z czasem okazuje się być niesamowicie inteligentnym dzieckiem pięknych rodziców. Ich życie przebiega w sposób iście sielankowy – prowadzą ranczo, opiekują się krowami, zbliżają się ku naturze, spędzają razem czas. Szwed stara się być wyrozumiałym ojcem, który niczego córce nie zabrania, spędza z nią jak najwięcej czasu i szuka odpowiedzi na wszystkie jej trudne pytania. Na tym idealnym obrazie pojawia się jednak malutka rysa, bowiem z biegiem czasu Merry zaczyna się jąkać, a żaden logopeda ani psychiatra nie potrafi znaleźć prawdziwej przyczyny tej wady. Przez czas jej dorastania Szwed toczy z jąkaniem nierówną walkę, ale jako jedyny akceptuje córkę taką, jaką jest naprawdę – dopiero przy nim może czuć się sobą i nie musi zwracać uwagi na każde słowo, aby wypowiedzieć je w poprawny sposób. Po raz kolejny ma więc wszystko – piękną żonę, inteligentne dziecko, dom, o którym zawsze marzył i spokojną pracę. Aż do roku ’69, kiedy okazuje się, że jego córka ma zapędy terrorystyczne… Rozpoczyna się od wysadzenia sklepu sąsiadów z Old Rimrock, kończy na 4 innych osobach.

sielanka-2

Roth z precyzją przez ponad 600 stron opisuje uczucia Szweda, który przez całe swoje życie zastanawia się i analizuje to, co mógł zrobić źle (bo trzeba wspomnieć, że to powieść w której akcja toczy się tylko do pewnego momentu). Wraca do bardzo intymnych i samotnych chwil z córką, do każdej ich rozmowy, do dialogów z żoną, nawet do ich cielesności, aby znaleźć chociaż jedną nitkę, która wskazałaby drogę do kłębka, do tego, co zrobili w życiu źle. Na przemian uczy się rezygnować z córki wiedząc, że wyrosła na złego człowieka, pielęgnując tym samym wewnątrz siebie jej wspomnienie i uczucie, której wciąż do niej żywi. Szuka jej, ulega szantażom i groźbom, z własnego wyboru zadaje sobie katusze i ból tylko z jednego powodu – bo jest rodzicem. Bo jest ojcem swojego dziecka. W międzyczasie w jego życiu pojawia się sporo innych problemów, którym musi stawić czoła, chociaż wie, że to wszystko nie jest już na jego siły.
Mimo że Szwed jest postacią, która wszystko chciała robić w sposób, w jaki wypada, nikogo przy tym nie krzywdząc, czasem autor krytykuje jego „czarno-białe” widzenie świata, za pomocą innego bohatera – brata, Jerry’ego. Bo Szwed to przecież konformista, który zawsze płynie z prądem, amerykański kapitalista, którego uwiera w oczy wojna w Wietnamie, ale nic z tym nie zamierza zrobić. Merry natomiast to wojowniczka, która zawsze idzie pod prąd, ryzykuje życiem, aby coś zmienić, brzydzi się pieniądzem i Ameryką, brzydzi się rodziną, a najbardziej matką i jej urodą, brzydzi się w końcu ojcem, którego mimo to kocha.

Roth rysuje nam portret bohaterów bardzo dojrzałych życiowo, którzy swoim istnieniem pokazują, że żadne życie nie jest idealne. Największą zagadką okazała się dla mnie Dawn, żona Szweda i Miss New Jersey – z jednej strony prosta dziewczyna skrępowana swoją urodą, z drugiej strony bliska najgorszym czynom egoistka.
Niesamowicie ciekawym zabiegiem jest zastosowanie retrospekcji po „wstępie” do powieści. Na początku wiemy bowiem dzięki narratorowi, że w życiu Szweda nic nie okazało się tak idylliczne, jak być powinno. Dopiero z czasem odkrywamy każdą warstwę jego istnienia, każdy dzień jego rodziny, ale i tak nie dowiadujemy się, co tak naprawdę zadziałało źle w tym solidnie skonstruowanym mechanizmie. Pomiędzy początkiem, a końcem powieści istnieje też pewna luka, jej niezapełnianie jest jednak celowe – uwaga czytelnika ma być poświęcona tylko temu, co zniszczyło głównego bohatera.
„Amerykańska sielanka” to napisana z rozmachem powieść o życiu zwykłych ludzi, w których zbudowanym z domina domku nagle wywróciła się jedna kosteczka. W ślad za nią ruszyły inne i na nic mają się wysiłki człowieka, aby spróbować zatrzymać walący się do przodu mur. Nie sposób też go odbudować, bo przecież nie da się budować ze zgliszczy… To historia o rodzinie i wielkiej miłości, jaką darzył ojciec córkę i mąż żonę. To też obraz powojenne Ameryki, która staje na nogi, której obywatele walczą o swoje marzenia, której każdy dzień może okazać się wyzwaniem. To opowieść bardzo uniwersalna, bowiem mogłaby się przydarzyć każdej osobie w każdym kraju. Z drugiej strony to powieść typowo amerykańska, która bardzo przypominała mi „Grona gniewu” Steinbecka, gdzie autor podobnie jak Roth pokazywał, że nie ma życia idealnego, że na koniec wszystko i tak się posypie.
Jednak „Amerykańska sielanka” chociaż doskonała i świetna, nie jest powieścią dla każdego. Ci, którzy wolą szybką akcję i dreszcz emocji nie odnajdą w niej nic dla siebie – to książka napisana bardzo rozwlekle, wielokrotnie filozoficznie, stawiająca czytelnikowi ważne pytania i zmuszająca do znalezienia odpowiedzi.
To powieść bardzo mądra i głęboka, jednocześnie w tej swojej podniosłości przygnębiająca.

sielanka-1