Steinbecka podróż do Rosji

W 1946 roku, czyli w zaledwie dwa lata po zakończeniu wojny, nikogo nie obchodziło to, jak wygląda życie Rosjan, a szczególnie Amerykanów, którzy mieli z nimi dość napięte stosunki. Rosja była jedną wielką niewiadomą, na jej temat krążyły plotki i legendy, wszystko co złe, przypisywano właśnie Rosjanom – że się nie myją w ogóle, albo że się myją, ale wszyscy razem w tym samym czasie – kobiety z mężczyznami, że nie piją, ale chleją do upadłego, że zbyt dużo tańczą, że czczą Stalina, że chcą wojny, że ją wypowiedzą. Sytuacja wyglądała podobnie również i w drugą stronę – Rosjanie nie mieli pojęcia kim są Amerykanie i jak wygląda ich codzienne życie – co do jednego byli pewni: że chcą z nimi wojny i że prędzej czy później ją wypowiedzą. Mieszkańców obu państw interesowała scena polityczna wroga, ale poza tymi wszystkimi pytaniami o zimną wojnę, gdzieś z tyłu głowy próbowali sobie wyobrazić, jak żyje ten drugi – co ubiera, co jada na obiad, czy chodzi na przyjęcia, o czym rozmawia z przyjaciółmi… To właśnie wtedy Steinbeck, uznany już w tym czasie autor „Gron Gniewu”, „Myszy i ludzi”, mający za sobą swoją pierwszą podróż do Europy, postanowił wyruszyć w głąb Rosji, aby odpowiedzieć na te wszystkie pytania, na które jeszcze nie odpowiedziano.

steinbeckTowarzyszyć miał mu węgierski fotograf i jego przyjaciel – Robert Capa – którego fotografie z tej podróży miały stanowić część projektu. Ich wyprawa miała trwać czterdzieści dni, podczas których mieli przyjrzeć się życiu przeciętnych Rosjan i bez zbędnych analiz i ocen Steinbeck miał opisać to, co zobaczył i poznał, Capa zrobić zaś zdjęcia. O ile jednak zapisków pisarza nikt nie miał ochoty przeglądać, tak fotografie podlegały cenzurze i bez uprzedniego zaakceptowania ich ze strony władz nie mogły zostać wywiezione z kraju. Przez czterdzieści dni towarzyszyli Rosjanom, Ukraińcom i Gruzinom, przyglądając się ich codzienności, rozmawiając, próbując siebie nawzajem poznać.
Zaskakujący okazuje się fakt, jak w rzeczywistości mało wiemy nie tylko o sobie nawzajem, o drugim narodzie, ale przede wszystkim o swoim kraju, w którym żyjemy od kołyski. Ukraińskiego chłopa interesowało przede wszystkim to, ile zarabia przeciętny amerykański chłop, jak wygląda jego dzień, czy stać go na kupno traktora i czy pomaga mu państwo. Nie na wszystkie te pytania potrafił Steinbeck odpowiedzieć (tak na marginesie: pojawia się ciekawa konkluzja, jakoby zarówno Rosjanie jak i Ukraińcy wszelkie wynalazki – czy to techniczne czy natury czysto rządowej, prawnej uznają za swoje dzieło). Podobna trudność w udzieleniu odpowiedzi pojawiła się, kiedy jeden z rosyjskich dziennikarzy zapytał Steinbecka go o młode amerykańskie literackie talenty, a on potrafił wymienić tylko jedno nazwisko.

Steinbeck i Capa przyglądali się Ukraińskim żniwom, uczestniczyli w potańcówce, byli w teatrze, zwiedzali miasto z uroczą Sweet Laną (tak wymawiali imię Swietłany), słuchając jej opowieści, umierali z przejedzenia po ucztach, w których uczestniczyli i leczyli obolałe żołądki po gruzińskiej wódce. Rozmawiali z ludźmi szczęśliwymi i spełnionymi, ale również z takimi, którzy jeszcze nie zdążyli odbudować swojego domu po zniszczeniach wojennych. Widzieli dziewczyny tańczące ze sobą nawzajem, bo wojna zabrała im wszystkich młodych chłopców, szaloną kobietę, której umysł nie zdołał unieść piętna wojny i wypchnął ją z cywilizowanego świata do jaskini, w której żyła niczym dzikie zwierzę, widzieli dzieci bawiące się wśród ruin. I chociaż podczas tej czterdziestodniowej podróży bywały momenty ciężkie – bo samolot się spóźnił, albo nie wystartował, bo okazało się, że nikt nie zarezerwował im pokoi, bo Capa bał się o swoje zdjęcia i chodził po pokoju hotelowym niczym kwoka, której skradziono pisklęta, albo spędzał trzy godziny w łazience, próbując uniknąć spotkania z porannym, upierdliwym Steinbeckiem – ten trud okazał się wart zachodu. Konkluzja z tego reportażu jest jasna: Rosjanie to tacy sami ludzie, jak wszyscy inni, mający swoje wady i zalety, tak samo ciekawi, a zarazem przerażeni świata jak Amerykanie. To ludzie dobrzy i źli, ale to ludzie – nie rządni krwi, nie zmanipulowani.
Przyznam szczerze, że dla mnie „Dziennik z podróży do Rosji” nie okazał się aż tak odkrywczy, bo przecież bliżej nam, Polakom, do Rosji niż Amerykanom, a i kultury mamy zbliżone, ale z przyjemnością czytałam o tych różnicach i podobieństwach, które przedstawiciele tych dwóch narodów między sobą odkrywali. Fotografie Roberta Capy są niesamowite, a też wzajemnie przywary obu podróżników wywołują u czytelnika uśmiech na twarzy. Zdecydowanie warto przeczytać, szczególnie ze względu na obraz Steinbecka, jako pisarza – to na co zwraca uwagę, albo co zbywa milczeniem, okazało się dla mnie fascynującym literackim odkryciem.

7 uwag do wpisu “Steinbecka podróż do Rosji

  1. Pingback: Podsumowanie lata | Niebieska Papużka

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.