Twardoch w opowiadaniach

Proza Twardocha uważana jest za typowo męską – jego bohaterom nie straszna wojna i zadane na niej rany, chętnie wplątują się w bójki, sprawiedliwość wymierzają na własną rękę. Czasem dochodzi do gangsterskich porachunków, w jego światach aż się roi od pięknych, acz niebezpiecznych kobiet. Czasem pojawia się też owo charakterystyczne „coś”, które czuwa nad człowiekiem, z melancholią w oku patrzy na jego poczynania. Nie inaczej było w „Balladzie o pewnej panience”, najnowszej książce Twardocha, którą stanowią wybrane opowiadania pisane na przestrzeni wielu lat. Opowiadania cielesne, krwiste, prawdziwe i aż do bólu przepełnione agresją i erotyzmem.


Muszę przyznać, że opowiadania nie stanowią mojej ulubionej formy literackiej. Nie chodzi o to, że są za krótkie i przyzwyczajona, a nawet przywiązana do bohaterów muszę się z nimi szybko żegnać. Zdaje mi się, że opowiadania to forma w swej prostocie i zwięzłości najtrudniejsza – na kilkunastu stronach, w rzadkich przypadkach na kilkudziesięciu Twardoch musiał podołać stworzeniu świata tak namacalnego, aby wydawał się czytelnikowi prawdziwy. Nie miał również tej swobody, by opisywać pewne wydarzenia i zjawiska – opowiadanie musi się przecież dziać, bohaterowie muszą być w ciągłym ruchu, a dni zobowiązane są mijać tak szybko, jak tylko to możliwe. Zbędnym jest tutaj odpowiadanie na pytanie, czy podołał, bowiem Twardoch to dobry pisarz i wszystko, co wychodzi spod jego pióra jakąś wartość ma. Ale jak to zwykle z opowiadaniami bywa, były takie, które mnie poruszyły i takie, obok których przeszłam obojętnie.

Jednym z nich było opowiadanie tytułowe, jedno z najdłuższych w tym zbiorze. Zaciekawiło mnie na tyle, by przeczytać od razu inne, zachwycona jednak nie byłam. Owa „pewna panienka” okazuje się sztandarowym przykładem femme fatale – może nie jest ucieleśnieniem piękna, ale coś w sobie ma, zarówno w wyglądzie, jak i charakterze, że doprowadza mężczyzn do szału. Jak się można domyślić, drugie z opowiadań – „Ballada o Jakubie Bieli” – osadzone jest na śląsku, w śląskiej kulturze i śląskiej tonacji. „Ewa i duchy” to jedno z moich ulubionych opowiadań z tego zbioru, bo – paradoksalnie – chyba najdelikatniejsze. To historia zdrady, nadziei i desperacji kobiety, poszukiwania miłości tam, gdzie jej nie ma. Jako jedno z nielicznych opowiadań nie posiada w sobie nutki tego agresywnego erotyzmu i epatowania seksualnością. Szczególnie spodobały mi się jeszcze dwa teksty – „Tak jest dobrze” i „Masara”. Pierwsze z nich dzieje się na Spitsbergenie – w miejscu dla Twardocha szczególnym. Drugie to opowiadanie o nastolatce gnębionej przez rówieśników ze względu na rozmiar swojego ciała, swoją tuszę.


Cały zbiór opowiadań posiada w sobie jakąś cząstkę agresji i erotyzmu – większość z historii, które zapisuje Twardoch w jakiś sposób powiązane są z seksem, gniewem, zemstą. To – taki rodzaj bardzo desperackiej, bardzo narzucającej się seksualności – nie do końca mi odpowiadał, dlatego też spora część z tych opowiadań, pomimo że literacko są to bardzo dobre teksty, nie przypadła mi do gustu.
Miło było mi również uczestniczyć w spotkaniu z Twardochem w Katowicach (pozwólcie, że z grzeczności nie wspomnę o poziomie prowadzenia tego spotkania), podczas którego dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy – między innymi tego, że opowiadanie „W piwnicy” było swoistym żartem literackim zwróconym w stronę synów pisarza.



Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.