Warto więc zacząć od samego początku – kim jest Tomasz Kowalczyk i jak narodził się w nim pomysł na wydanie takiego dzieła?
„Urodziłem się człowiekiem zupełnie odstającym od innych, człowiekiem, który czuje wszystkimi prazmysłami najdelikatniejszy gradient podmuchu motyla, wszelkie pulsujące zakłopotania słonecznych refleksów i to postanowiłem w mojej powieści opisać. Większość społeczeństwa stała się mechatronicznymi konstrukcjami, a ja pragnę pokazać i pokazuję piękno podrygu synaps oraz melodię serca, w której nie wiadomo do końca, co jest normalnością, a co szaleństwem… „„Przed napisaniem „Maszynopisu z Kawonu” obyłem się prenatalnie z literaturą takich autorów, jak: Proust, Leśmian, Joyce, Fraenger, z obrazami: Boscha, Goi, Grunewalda oraz z dziesiątkami godzin muzyki: Ravela, Karłowicza, Moszkowskiego, Czajkowskiego czy Chopina. Przygotowanie do napisania tej powieści było długim procesem, którą ostatecznie napisałem w ponad rok, lecz był to czas codziennej walki i mierzenia się z przeciwnościami natury psychiatrycznej oraz życiowej. Pisanie książki pochłaniało wiele dni, nocy oraz sił, po to tylko, aby dać wrażliwym duszom nadzieję, iż delikatność nadal w naszym świecie może istnieć. „
Czytając ten wywiad z Tomaszem Kowalczykiem nasunęło mi się porównanie, że autor „Maszynopisu” jest jak kot – chadza własnymi ścieżkami, ma własne zdanie, a nawet nie obchodzi go to, czy jego dzieło spodoba się czytelnikom (rozumianym jako masa). Autor jest szczery od początku do końca, odkrywa przed nami siebie, swoje myśli, swoją intymność.„Kiedy artysta obniża literackie loty, aby przypodobać się odbiorcom, wtedy następuje prostytucja artystyczna, która w naszych czasach wynika z pogoni za pieniędzmi. A ja jestem sobą i w moich książkach można spotkać tylko mnie prawdziwego.”
Tomasz Kowalczyk dostrzega absurd ludzkich istnień i nie boi się wypowiadać takich słów jak:„To nie są w ogóle ludzie, ci wszyscy, co by się powyrzynali za pieniądze i seks” czy
„Rodzimy się z przekonaniem wyższości człowieka nad resztą świata, niczym w jakimś meczu futbolowym – górowanie jednej drużyny na drugą, a nie ma nic bardziej mylnego. Jesteśmy pnączami nowo powstających narzędzi cielesnych, które cieszą się, w wieku dziecięcym na widok małego zwierzątka, dlatego że parę chwil wcześniej – w macicy matki – dochodziło do ścierania się „przekonań” całościowego stworzenia świata. Otaczamy się zwierzętami, bo stanowią one nasze planetarium życia, i, wreszcie je nienawidzimy, wtedy gdy nienawidzimy pojedynczych, samozapładniający się komórek, przekazujących jaźń z sekundy na sekundę w odległe połacie naszej zwierzęcej przyszłości”
Zapewne znajdą się takie osoby, które przeczytają połowę i nie zrozumieją kompletnie nic. Ja również po kilku rozdziałach miałam takie wrażenie. Powiedziałam sobie, że będę czytać po dwa rozdziały na dzień, aby cokolwiek z lektury wyciągnąć. Dotrwałam do końca i oto jestem, staram się skleić kilka sensownych zdań o tej zdecydowanie niełatwej pozycji.
Im dalej się posuwałam w czytaniu, tym bardziej mogłam dostrzec zarys jakieś całości, myśli autora i jego celu (ale tylko odrobinę). W końcu rzeczywiście zobaczyłam, że książka traktuje o poszukiwaniu własnego siebie, czy o przekraczaniu granic. Główny bohater to mężczyzna, który mieszka z matką, ale zarówno buntuje się przeciw rodzinie, trwając w związku z Tosią. Wprowadzając do swojej książki Tosię, autor pokazuje nam bardzo erotyczne opisy i aktów seksualnych, nasycone wieloma przymiotnikami i dokładnych opisem sytuacji. Tosia nie jest jednak bohaterką nijaką, choć jest nieco w cieniu głównego bohatera, razem z nim buntuje się przeciw światu, co czyni ją bardzo ważną postacią (postaci ważnych czy wybitnych w książce jest zresztą niewiele).
Jak z każdej książki – choćby i najgorszej – zawsze się czegoś nowego dowiemy, nauczymy się. Jak już wspomniałam wcześniej, książka jest skarbnicą pięknych opisów stworzonych przy użyciu wymyślnych słów (do złudzenia przypominało mi to twórczość Schluza, który dla mnie też jest niesamowicie ciężkim autorem).
Ja zdecydowanie wolę by poezja była poezją w całej swojej poetyckiej formie. Wolę czytać wiersze z przyjemnością niż w katuszach odkrywać co autor ma na myśli, a przecież nawet i tego nie mogę być pewna. Czytając „Maszynopis” dosłownie zwariowałam. Są jednak takie książki, które na czytelnika muszą poczekać – być może wrócę do niej za kilka miesięcy, lat i wtedy czytając swoją recenzję będę się śmiać z własnej głupoty. Być może 🙂Czy warto więc czytać autora, który uważa że literatura skończyła się na Łysiaku, Wergiliuszu, Dantem, Szekspirze, Witkacym czy Lechoniu? Nikogo ani nie zniechęcam, ani nie zachęcam – sprawdźcie sami, bo to przecież najlepszy sposób na odnajdowanie pięknych, wyjątkowych, a często ukrytych ścieżek literatury.
A jeżeli zainteresowała Was postać Tomasza Kowalczyka warto odwiedzić jego stronę: http://tomaszkowalczyk.com/
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi 🙂
Pingback: Moje #52 book challenge | Niebieska Papużka